Blady świt. Lekko nieprzytomny M. wytacza się z łóżka i wkłada adidasy. Krótka rozgrzewka i wybiega na zewnątrz. Wiatr chłodzi mu w spoconą twarz, kiedy pędzi ulicami, w nogach czuje miłe ciepło rozgrzanych mięśni. Wszystko dopiero się budzi. To jego ulubiony moment dnia. Kiedy biega, zapomina o wszystkim.
Siódma rano. Lekko nieprzytomna wytaczam się z łóżka, robię herbatę i siadam przy biurku. Włączam lampki choinkowe, włączam komputer, rozprostowuję palce i zaczynam stawiać zdanie po zdaniu. Wszystko jest jeszcze ciche – w pokoju nie słychać nic poza stukotem klawiszy. To mój ulubiony moment dnia. Kiedy piszę, jestem najbardziej sobą.
M. poświęca na bieganie wolny czas, którego w swojej wymagającej pracy ma niewiele.
Płaci ciężki pieniądz za wpisowe maratonów i zmaga się z kontuzjami. Ja na książki, warsztaty i wyjazdy pisarskie wydaję jedną trzecią pensji. Przeznaczam cenne weekendy i urlopy.
Żadne z nas nie jest profesjonalistą.
M. nie zarabia na bieganiu, nie filmują go kamery, nie bierze udziału w olimpiadach. Ja nie wydaję książek, nie mam spotkań autorskich, nie utrzymuję się z pisania. Mimo to nie ulega wątpliwości, że M. jest biegaczem, a ja – pisarką.
Nasz świat fetyszyzuje produktywność i jest nastawiony na szybki efekt.
Kreatywność i pasja są super – w pracy. Liczy się wynik. Ważna jest kasa. Czy coś z tego masz? A tak poza tym – czy masz certyfikaty, wyniki sprzedaży, stempelek profesjonalisty? Czy ktoś cię oficjalnie namaścił na pisarza/sportowca/muzyka/artystę?
Mam dość robienia wszystkiego dla określonego efektu końcowego.
Tego, że wszystko musi być profesjonalnie i za hajs. Mam przed sobą tylko jakieś 40–50 lat. Nie chce poświęcić ich wyłącznie na to, na co mam papiery, co trzeba, co powinno się i co wypada. Czasem trzeba gdzieś pobiec bez sensu albo napisać tekst, który zmierza donikąd i którego nikt nie wyda. Słowo “amator” po łacinie znaczy “kochanek”. Być amatorem to mieć na boku romans, a do życia wracać z rumieńcem na twarzy, bluzką źle zapiętą i włosem w nieładzie. Czy nie brzmi to ekscytująco?
Przez dziesięć lat odmawiałam sobie przyjemności pisania.
Bo nie ma z tego pieniędzy, bo nie ma czasu, bo to niepoważne, bo obciach. Ale cztery lata temu sobie odpuściłam. Nauczyłam się tego od S. S. jest muzykiem, ale nie gra na stadionach. Po prostu co wieczór spędza czas ze swoją gitarą. “Kocham ją najbardziej na świecie” – mówi. S. ma w dupie, co myślą inni. Jest dla mnie wzorem kreatywnego życia.
Wcześnie rano M. biegnie ulicami miasta, ja siadam do klawiatury, a S. odsypia nocne granie. Nie mamy z tego nic prócz radości. Jesteśmy amatorami.