Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Bez milionów i kontaktów czyli o mitach na temat pisania – część 2

W zeszłym tygodniu pisałam o powszechnych mitach, które mogą nas skutecznie zniechęcić do pisania. Dzisiaj z kolei przynoszę kilka stwierdzeń niezwykle szkodliwych dla wszystkich szukających kariery w pisaniu. Wierząc w nie, narażamy się na wiele rozczarowań. Ale do rzeczy!

Mit numer 5. Do pisania wystarczy wyobraźnia, research jest dla mięczaków

To mit, z którego wyleczy nas pierwsze spotkanie z redaktorem – lub ewentualnie potok wiadomości od czytelników lub beta-czytelników, którzy będą nam wytykać błędy rzeczowe. Wyobraźnia jest potrzebna do pisania, ale dobrze, żeby działała ręka w rękę z wiedzą.

Research pomaga w pisaniu na wielu poziomach. Na najbardziej podstawowym pozwala uniknąć rażących błędów, które czytelnicy mogą zauważyć i które mogą ich wytrącić z lektury. Problemy z nieznaczącymi detalami mogą jeszcze ujść uwadze odbiorców, ale jeśli piszemy powieść o pięknej, sławnej kardiochirurg, która ma zaledwie dwadzieścia pięć lat, to większość wyczuje, że coś tu nie gra. Na pewno warto sprawdzać informacje związane z chorobami i urazami naszych postaci. Jak dźgnąć bohatera nożem, żeby przeżył? Ile czasu potrzebuje na pozbieranie się po różnych urazach? Jeśli cierpi na jakąś chorobę, to czy na pewno ma jej objawy? To wszystko są kluczowe informacje, bez których nasza opowieść może przestać się trzymać kupy.

Na głębszym poziomie research pomaga pozwolić zachować realizm i klimat powieści. Jeśli przejdziemy się uliczkami Florencji (albo przynajmniej dokładnie obejrzymy je na Google Street View), będziemy mogli lepiej oddać ducha tego miasta – a to wyczują nasi czytelnicy. Detale dotyczące mebli, stroju czy potraw napomknięte to tu, to tam w powieści historycznej pomagają zbudować świat przedstawiony. Natomiast książka o astronaucie będzie się wydawała ciekawsza i prawdziwsza, kiedy dowiemy się, jak faktycznie wygląda życie na statku kosmicznym.

Wreszcie research może być niesamowicie inspirujący – zwłaszcza jeśli wychodzimy poza typowe wyszukiwanie faktów w internecie. Zbierając informacje do książki, możemy natrafić na niesamowite historie. Ja na przykład uwielbiam konsultować wszelkie dolegliwości moich bohaterów z moją przyjaciółką lekarką, która pracuje na karetkach i szpitalnych oddziałach ratunkowych. Jest nie tylko kopalnią wiedzy, ale też fascynujących, makabrycznych historyjek, na podstawie których mogłabym napisać niejeden horror (ostatni hit – opowieść o palcach w blenderze). Równie ciekawe może być zbieranie informacji do powieści historycznej – wycieczka do muzeum, by obejrzeć meble czy stroje z wybranej przez nas epoki, czytanie starych gazet i pamiętników z epoki może być fascynujące i zachęcić nas do pisania.

Innymi słowy research jest pomocny, ciekawy i inspirujący. I bynajmniej nie świadczy o braku talentu czy wyobraźni! Natomiast jeśli nie przyłożyliśmy się do weryfikacji faktów, możemy popełnić straszną gafę, której jeszcze długo będziemy żałować.

Mit numer 6. Napiszę książkę i zarobię miliony!

Może tak. Ale z większym prawdopodobieństwem jednak nie. Gdyby zależałoby mi na zarabianiu grubych pieniędzy, to pisarstwo z pewnością nie byłoby moim pierwszym wyborem. Pomijając już fakt, że sama droga do wydania książki może być długa i najeżona trudnościami, to zwłaszcza na rynku polskim mało jest debiutów-hitów, które od razu zarabiają grube pieniądze. No, chyba, że jesteśmy Blanką Lipińska. Na ogół jednak czytelnicy kupują częściej powieści znanych autorów.

To nie oznacza, że na pisaniu w Polsce nie da się zarobić. Najczęściej jednak osoby, które utrzymują się z pisania piszą i wydają regularnie, stopniowo wyrabiając sobie markę. Dojście do momentu, kiedy mogą porzucić pracę i żyć ze swojej twórczości, często zajmuje im kilka lat.

Odwrotnością mitu o milionach jest:

Mit numer 7. Żeby wydać książkę trzeba mieć znajomych w wydawnictwie

To częste przekonanie u osób, którym nie udało się wydać swojej powieści. Chociaż oczywiście zdarza się, że wydawnictwo bierze książkę od kogoś, kto jest znany w redakcji, zazwyczaj jest to dużo bardziej skomplikowane. Nie jest prawdą, że wydawnictwa to jedna sitwa, która nigdy nie wydaje żadnych debiutów inaczej niż po znajomości. Ale nie jest też prawdą, że każda dobra książka znajdzie swojego wydawcę.

Wydawnictwa przede wszystkim wydają takie teksty, które ich zdaniem mają szanse się sprzedać. Wyprodukowanie książki to duże ryzyko i duży koszt – trzeba zatrudnić redaktora, korektora i grafika, który stworzy okładkę, trzeba opłacić druk, zapłacić za dystrybucję i promocję, odpalić procent zarobków księgarniom. Aby zwiększyć szanse, na to, że ten koszt się zwróci, wydawcy często kierują się trendami rynkowymi przy wyborze książek. Te zaś potrafią być bardzo kapryśne. Jednego roku na topie są powieści o seksownych wampirach, drugiego – książki o drzewach czy pieczeniu chleba. Powieść, która znajduje wydawcy teraz, może go znaleźć za trzy lata. Tak właśnie było m.in. z książką „Języczni” Jagody Ratajczak, z którą rozmawiałam tutaj.


Wielu debiutantów wydaje swoje książki bez żadnych forów, bo po prostu trafiło z dobrą powieścią na dobry moment. Na ich sukces składa się poprawnie przygotowana propozycja wydawnicza, bardzo dobry – albo przynajmniej poczytny – manuskrypt i szczęście. Niestety brak choćby jednego z tych elementów może zdecydować o tym, że nikt nie wyda naszej powieści.

Mit numer 8. Pisarz to samotnik, który gardzi autopromocją

Mamy trochę takie wyobrażenie pisarza jako romantyka, który siedzi gdzieś na skale, słucha muz natchnienia i dłubie w swoim dziele. Po czym wydaje genialny tom i znika. Nie obchodzą go fani. Nie dla niego promocja. On jest bowiem do wyższych rzeczy stworzon.

No i spoko. Jeśli ktoś tak lubi, to kimże ja jestem, żeby oceniać. Jest wielu pisarzy, którzy faktycznie są samotnikami, nie promują się i wydają. Są to często twórcy już uznani i docenieni przez krytyków. Z drugiej strony – większość współczesnych autorów nie może sobie na taki luksus pozwolić.

Wydawnictwa oczekują od pisarzy brania udziału w wywiadach i spotkaniach autorskich, prowadzenia swoich mediów społecznościowych, występowania na targach książki i ogólnego bycia dla fanów. Przypominam, wydawcy mają biznes i rachunki do zapłacenia. W związki z tym, chcą, żeby autorzy sprzedawali swoje książki i żeby budowali swoją bazę wielbicieli, gotowych kupić każde ich dzieło. Często na promocje pisarzy idą duże pieniądze. Więc jeśli po napisaniu powieści będziemy siedzieć pod kamieniem i udawać, że nas nie ma – nie będziemy idealnymi współpracownikami. Jeśli będziemy się do naszych odbiorców odnosili z dystansem czy pobłażliwością, to o ile nie jesteśmy Andrzejem Sapkowskim, raczej nie zwiększy to naszych szans na rynku książki.

Szeroka sieć kontaktów czy fanów przydaje się nawet zanim jeszcze nawet wyślemy pierwszą powieść do wydawnictwa. Dzięki niej możemy zrobić beta-reading tekstu – czyli pokazać go potencjalnym czytelnikom i wprowadzić do niego poprawki na podstawie ich opinii. Możemy sprawdzić, kto jest naszym docelowym odbiorcą i czy ten odbiorca faktycznie jest zainteresowany tym, co piszemy. Jeśli prowadzimy bardzo aktywne życie towarzyskie lub mamy szerokie grono odbiorców na mediach społecznościowych – mamy ten potencjalnie więcej czytelników już wydanej książki. To wszystko bardzo przydaje się przy tworzeniu propozycji wydawniczej.

Dla tych z nas, którzy są głęboko introwertyczni mogą być to smutne wieści. Z drugiej strony – jeśli myślimy poważnie o wydawaniu, to musimy przygotować się na promocję i kontakt z ludźmi.

Rozprawienie się z tymi mitami jest bardzo ważne, jeśli w przyszłości planujemy opublikować naszą książkę. W przyszłym tygodniu napiszę natomiast o przekonaniach, które przeszkadzają nam pisarsko się rozwijać.

Leave a comment

0.0/5

0