„Napiszę książkę i zarobię miliony!”
„Nie da się zarobić na pisaniu!”
„Jeśli nie masz znajomości, to nie masz szans na wydanie swojej książki!”
„W pisaniu najważniejszy jest talent!”
Wokół twórczości literackiej narosło mnóstwo mitów. Niektóre z nich dotyczą zarobków, inne funkcjonowania wydawnictw czy najlepszego czy sposobu pisania (tylko pod wpływem natchnienia, rzecz jasna!). Sporo jest różnych przekonań na temat tego, kto może się nazywać pisarzem, a kto nie i dlaczego. Te mity blokują nas, wywołują wstyd, kiedy podejmujemy pierwsze pisarskie próby i hamują nasz rozwój. W tym poście (i kilku następnych) będę rozprawiała się z nimi i tłumaczyła, dlaczego nie mają sensu.
Mit numer 1. Do pisania potrzebne jest natchnienie
„Zawsze piszę pod wpływem inspiracji. Na całe szczęście inspiracja pojawia się zawsze o dziewiątej rano.” – ten cytat, przypisywany Williamowi Faulknerowi, oddaje doskonale istotę rzeczy. Oczywiście można pisać tylko pod wpływem natchnienia, ale jeśli chcemy stworzyć powieść albo pracujemy nad inną dłuższą formą, może to być trudne. Pisanie książek, regularnych postów blogowych czy artykułów prasowych wymaga regularnego siedzenia przy klawiaturze i długich godzin spędzonych na wyrzucaniu z siebie słów. Czekanie na inspirację nie wytrzymuje testu wymagań nałożonych na osoby, które piszą profesjonalnie.
Jeśli mamy do napisania jakiś tekst, to często najlepszą metodą, żeby go stworzyć jest po prostu usiąść do pracy i zacząć. Chociaż czasami pisanie będzie nam szło ciężko i nie wydusimy z siebie zbyt wiele, często sam fakt, że zaczniemy, może sprawić, że nabierzemy rozpędu. Im więcej piszemy i im więcej myślimy o książce, tym więcej wpada nam pomysłów i tym bardziej czujemy się zainspirowani do pracy. Oczywiście są momenty, kiedy warto zrobić przerwę na research albo po prostu na przewietrzenie głowy. Ale jeśli zależy nam na tym, by pisać dłuższe formy, warto nauczyć się pisać nawet wtedy, kiedy nie czujemy się specjalnie zainspirowani.
Mit numer 2. Pisanie jest ok tylko, jeśli robimy to profesjonalnie i wydajemy swoje książki
To przekonanie, z którym bardzo często się stykam. Kiedy brałam udział w swoim pierwszym Nanowrimo – czyli wyzwania pisania powieści w miesiąc – większość osób pytała mnie, czy zamierzam tę powieść potem wydać. Odpowiedź, że nie zamierzam, wywoływała niepomierne zdumienie. Mam poczucie, że w naszej kulturze wydawanie książek uważa się za jedyną rzecz, która legitymizuje pisanie. Albo wydajesz, albo jesteś grafomanem.
Tymczasem nie każdy chce wydawać. Nie każdy pisze teksty, które można dobrze sprzedać – istnieją formy literackie czy tematy po prostu mocno nierynkowe. I wreszcie nie każdy chce i musi zostać profesjonalistą. Poświęcenie się czemukolwiek – w tym pisaniu – na profesjonalnym poziomie wymaga ogromu pracy i cierpliwości. Prawda jest taka, że tylko małej grupie osób chce się taki wysiłek włożyć. I to jest ok. Jeśli lubimy sobie rano pobiegać, to nie musimy od razu startować w maratonie ani wygrywać medali na zawodach dla profesjonalistów. Możemy grać w zespole muzycznym z paczką przyjaciół bez ambicji wydania płyty w dużej wytwórni i koncertowania w całej Polsce. Możemy też chodzić na zajęcia z malowania, nie oczekując, że będziemy swoje obrazy sprzedawać. Pisanie można traktować jak hobby. Można pisać do szuflady, tworzyć bloga albo newsletter, organizować wieczorki poetyckie ze swoimi znajomymi albo wydać książkę z opowieściami rodzinnymi dla swoich bliskich. Nie ma nic złego w tym, że ktoś lubi pisać, ale nie chce temu poświęcić całego swojego życia. Nie ma nic złego w tym, że piszemy amatorsko.
Mit numer 3. Tylko, jeśli wydasz książkę, możesz nazywać się pisarzem
Wariacja na temat mitu numer dwa, która jest o tyle dziwaczna, że można opublikować jedną powieść i nigdy w życiu nie napisać ani słowa więcej. Można też przez wiele lat pisać dużo i regularnie, ale wydać książkę dużo później, po śmierci albo nigdy.
Ten mit prowadzi do błędnego koła: nie jestem pisarzem, bo nie wydałem książki, a skoro nie jestem pisarzem, to bez sensu poświęcać godziny tygodniowo na pracę nad swoją powieścią. Prawda jest taka, że aby w ogóle do jakiegokolwiek wydania doprowadzić, trzeba wykształcić w sobie mentalność pisarza dużo, dużo wcześniej. Trzeba poświęcić się pisaniu, regularnie ćwiczyć i pracować nad swoimi tekstami. W pewnym sensie zostać profesjonalistą nawet wtedy, gdy nikt nas za takiego nie uważa. Dlatego moim zdaniem to oczywiste, że można być pisarzem nawet, kiedy nikt jeszcze nie wydał naszych tekstów. Pisarzem jest ten, kto pisze.
Mit numer 4. Do pisania potrzebna jest mistrzowska znajomość ortografii i interpunkcji
Społeczeństwo bardzo tępi się trudności językowe czy błędy w pisowni. Nie umiesz odpowiedzieć komuś na argumenty w internetowej gównoburzy? Przyczepienie się mu do ortografa w drugim zdaniu starczy Ci za replikę. Stąd osoby, które na przykład cierpią na dysleksję i mają ciągłe problemy z pisownią mogą poczuć, że nie powinny pisać. Ale to nieprawda.
Po pierwsze nikt z nas nie jest wolny od błędów. Nawet korektorzy i korektorki czasami zrobią jakiegoś byka. Po drugie to, że mamy problemy z pisownią, nie oznacza, że nie potrafimy stworzyć ciekawej historii, świetnych dialogów czy obrazowych opisów. Potwierdza to wielu znanych pisarzy. Agatha Christie miała dysleksję. William Butler Yeats i F. Scott Fitzgerald mieli ogromne trudności z ortografią i kiepsko radzili sobie w szkole, a Hans Christian Andersen nigdy nie nauczył się poprawnie pisać w swoim języku, więc większość swoich opowieści dyktował.
Oczywiście warto pracować nad poprawnością językową swoich tekstów, ale jeśli mamy problemy z ortografią, to nie przekreśla to naszych szans na sukces w pisaniu. Możemy zawsze poprosić kogoś o sprawdzenie tekstu albo – jeśli chcemy wysłać swoją książkę do wydawnictwa – zatrudnić korektora. Wielu autorów tak właśnie robi.
O ile powyższe mity potrafią skutecznie zniechęcić do pisania, ile mogą utrudnić pisarzowi wydanie książki albo sprawić, że srodze się rozczaruje u progu swojej kariery. O tych będę pisała w przyszłym tygodniu – w kolejnym poście 🙂
0 komentarzy