Dziś pierwsza część długiego postu o nawykach pisarskich! Jeśli chcemy na poważnie pisać (a także malować, uprawiać jogę czy wyplatać koszyki), potrzebujemy nawyków, które nam w tym pomogą. Ja bez nich nie jestem w stanie regularnie pisać ani tekstów na bloga, ani notek na Instagrama, ani nowych rozdziałów książki, ani artykułów naukowych. Ostatnio na kilka miesięcy wypadłam z niektórych moich pisarskich nawyków przez podróże, poważne wydarzenia w życiu prywatnym i zawodowym oraz natłok różnych spraw. Teraz z mozołem je odbudowuje. I od razu zaczęłam wpadać w różne pułapki, które na pewno wydadzą Wam się znajome.
Błąd nr 1: Przerost ambicji
„Będę pisać przez dwie godziny dziennie, codziennie!”. Brzmi znajomo? Sama uwielbiam porywać się na wielkie projekty i notorycznie przeceniam swoje możliwości. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy – jeśli zaczniemy wyrabianie nawyków od tego typu gigantycznych wymagań, to najprawdopodobniej poniesiemy sromotną porażkę. Pierwszego dnia uda nam się zrealizować nasz niebotyczny cel. Drugiego wstaniemy godzinę za późno i będziemy pisać tylko przez godzinę. Trzeciego nie zrealizujemy naszego zadania wcale.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, jak ważne jest zaczynanie od naprawdę maleńkiej rzeczy – zwłaszcza, jeśli jesteśmy zabiegani albo źle się czujemy. Dobrze jest wykształcić sobie taki nawyku, który nie wydaje się nam upierdliwy i z którego trudno się nam będzie wymówić. Jeśli chcemy uprawiać codziennie sport, ten nawyk może polegać na rozłożeniu maty do jogi albo założeniu butów do biegania. Mój nowy nawyk pisania, który stosuje od kilku tygodni, polega na otworzeniu programu z tekstem i przeczytaniu jednego akapitu czegoś, co napisałam poprzednio. Zajmuje to 10 minut. Są takie dni, kiedy na tym poprzestaję. Najczęściej jednak na tyle się w to wciągam, że zaczynam edytować tekst i dopisuję dalszy ciąg. Często udaje mi się spędzić nad tekstem godzinę albo dwie. Na razie jednak nie jest to moim celem. Najważniejsza jest regularność, na której będę budować dalsze elementy mojego nawyku.
Błąd nr 2: Wszystko na raz
Twórczym rozwinięciem przerostu ambicji jest rzucenie się od razu na kilka spraw. „Nowy miesiąc, nowa ja!” – myślimy sobie i postanawiamy sobie od pierwszego zmienić całe nasze nowe życie. Całe. Będziemy pisać kreatywnie (przez dwie godziny dziennie!), chodzić na siłownię, jeść pełnoziarniste pieczywo, unikać cukru, zaczynać dzień od zielonego smoothie, a popołudniami uczyć psa sztuczek. Ideałami będziemy po prostu. Problem w tym, że rozpraszając się na milion małych celów, nie osiągniemy żadnego. Dlatego właśnie, wyrabiając sobie nawyk pisarski postanowiłam, że ten nawyk będzie moim priorytetem. Nie próbuję jednocześnie rzucić cukru i zacząć chodzić na siłownię. Potem zdecyduję, czy będę chciała wykształcić jeszcze inne nawyki.
Błąd nr 3: Ignorowanie okoliczności
Kolejnym błędem, który często popełniamy, jest totalne ignorowanie rzeczywistości. Zakładamy na przykład, że będziemy pisać codziennie pisać wieczorem, chociaż koło osiemnastej jesteśmy już tak wyrąbani, że nie starcza nam energii na nic poza walnięciem się na kanapę. Albo zakładamy, że wstaniemy o piątej rano, żeby pisać powieść, mimo że o tej godzinie nie jesteśmy w stanie sklecić choćby jednego sensownego zdania, a najlepiej myśli mu się po 22.00. Planując nawyki musimy brać pod uwagę swoje predyspozycje.
Musimy też liczyć się z zewnętrznymi czynnikami, które wpływają na nasze życie. Niektóre osoby nie będą na przykład w stanie wyrobić sobie nawyku pisania w domu po pracy, bo stęsknione dzieci, psy i partnerzy będą chciały wtedy spędzać z nimi czas. Niektórzy w ogóle nie będą w stanie pisać w domu. Ich nawyk będzie musiał obejmować np. wyjście do kawiarni na sesję pisarską. Dla pisarzy akademickich niemożliwe może być pisanie prac naukowych… w pracy. Ja na przykład nie umiem się skupić na pisaniu w swoim biurze, gdzie ludzie kręcą się, rozmawiają i często czegoś chcą. Dlatego artykuły naukowe piszę rano w domu albo wychodzę do biblioteki. Wielokrotnie też przekonałam się, że jeśli chcę napisać coś kreatywnego, to muszę to zrobić do godziny 7.30 rano. Po tej godzinie w moim domu rozkwita życie i nie ma jak się skupić. Mąż wstaje i zazwyczaj mamy ochotę trochę pogadać przez wyjściem do pracy, pies chce się bawić, trzeba się spieszyć z wyjściem… Rzeczywistość mnie dogania. Dlatego właśnie staram się zajrzeć do mojego dokumentu tekstowego nie później niż o 6.30.
Na dzisiaj to tyle. W przyszłym tygodniu omówię dwa kolejne błędy i pokażę, jak ustawić sobie nawyk pisarski, który pasuje do naszych konkretnych okoliczności.