Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Ludzie powoli przyzwyczajają się już do myśli, że pisanie prozy można ująć w zestaw wskazówek technicznych i że można się go nauczyć. Ale co z poezją? Wydaje się, że jest dużo bardziej intuicyjna i mniej poddaje się technicznej analizie. Chciałam to jednak sprawdzić. Ponieważ ostatnio zaczęło mnie ciągnąć w stronę pisania wierszy, postanowiłam przeanalizować siebie w czasie pisania – zidentyfikować poszczególne etapy procesu i używane techniki. Okazało się, że moje tworzenie wierszy ma mniej wspólnego z natchnioną pracą wieszcza, a więcej z układanki i eksperymentowania ze środkami literackimi. Postanowiłam podzielić się tym procesem, żeby pokazać Wam, jak można podejść do pisania tego rodzaju tekstów, jeśli nie ma się akurat na podorędziu rozchełstanej białej koszuli oraz Judahu skały. Przy okazji możecie zobaczyć, jak wyglądają pierwsze wersje moich tekstów (mianowicie chujowo) i że cała magia tkwi w redakcji!

Ostateczną wersję wiersza możecie przeczytać tutaj.

Przygotowałam też kilka ćwiczeń!

Jak piszę wiersze i co najbardziej lubię w poezji

W pisaniu beletrystyki chodzi dla mnie przede wszystkim o opowiedzenie historii. Taka literatura opiera się według mnie na wydarzeniach i często przy wymyślaniu takich tekstów zaczynam od poszczególnych scen. Dla kontrastu poezja może być oparta o wiele różnych narzędzi konstrukcyjnych, ale dla mnie najważniejszym jest obraz. O ile w przypadku powieści czy opowiadania chcę wyświetlić w głowie czytelnika film fabularny, w przypadku wiersza chciałabym przeprowadzić go przez dziwne wizualne doświadczenie, które przypomina sen albo teledysk.

Pisanie wiersza „Lekcja anatomii” krok po kroku

Pierwszy krok i znalezienie tematu

Zaczynam zazwyczaj od jednego obrazu, który pojawia mi się w głowie, albo od jednego zdania. To może być zdanie, które pojawiło się w moim dzienniku albo na które gdzieś natrafiłam. W przypadku „Lekcji anatomii” przyśniło mi się zdanie „Podziw to też rodzaj uwikłania”. Rano je zapisałam i zaczęłam zastanawiać się nad jego znaczeniem. Wtedy też dopisałam drugą linijkę: „Więc zrób coś, za co nie można cię podziwiać”. To zdanie wydało mi się drętwe i mało konkretne. Wiedziałam, że raczej nie użyję go w końcowej wersji, ale wskazało mi kierunek, który chciałabym eksplorować w wierszu. Stwierdziłam, że interesuje mnie kontrast pomiędzy tym, za co ludzi nas podziwiają i tym, za co nas nie podziwiają. Tym, co jest jasne, słoneczne i czym się chwalimy a tym, co mroczne i wstydliwe. To zdanie, „Podziw to też rodzaj uwikłania”, skłoniło mnie do rozważań o tym, w jaki sposób eksplorując tylko jasną stronę naszej natury, oszukujemy samych siebie i innych i przywiązujemy się do nierealistycznych wzorców. Moja przyjaciółka Magda powiedziała kiedyś: „Ile masz w sobie światła, tyle masz w sobie mroku”. Postanowiłam, że właśnie to będzie tematem tekstu.

Szukanie obrazów

Zaczęłam szukać obrazów, które mogłyby zilustrować temat światła i mroku. W Internecie wyszukałam przykłady malarstwa, w którym wyraźny jest kontrast jasności i ciemności, m.in. „Filozof medytujący” i „Lekcja anatomii doktora Tulpa” Rembrandta. Obejrzałam też kadry z filmu „Gabinet doktora Caligari” i przypomniałam sobie o „Śmierci Marata”, niesamowitym obrazie, który zawsze wywoływał we mnie niepokój. Od razu wpadł mi też do głowy obraz domu, który skrywa jakieś tajemnice. Zobaczyłam sekretne laboratoria, wypełnione słojami z dziwnymi substancjami.

Zapisałam ten obraz:

Na półkach trzymam w wielkich słojach
Oczy podróżników, aby widzieć więcej
Serca kochanków
Nowo narodzone niemowlęta.

Ten kawałek jest nieco przegadany. Niemowlęta w słojach są z kolei trochę zbyt drastyczne, nie piszę w końcu piosenki metalowej. Ale spodobał mi się obraz oczu podróżników i serc kochanków. Pomyślałam, że to laboratorium może być częścią domu, w którym jest wiele pokojów – ciemnych i jasnych.

Oto kolejny obraz, który zapisałam, modyfikując przy okazji fragment o słojach:

Przechadzam się po korytarzach
Pustego domu
Mam w nich pokoje jasne
Zalane słońcem
I ciemne piwnice
Słoje wypełnione
Sercami kochanków
Oczami podróżników
Płaczem niemowląt i starców

Na stołach rozłożone
Malowniczo ciała
Które utraciłam

Fragment o słojach stał się bardziej zwięzły, ale trzeba było jeszcze popracować nad precyzją obrazu domu. „Jasne pokoje” wydały mi się mało charakterne i konkretne. Przypomniał mi się sen, który miałam jako mała dziewczynka. Śniło mi się, że szłam długim korytarzem, a po mojej lewej i prawej stronie było mnóstwo drzwi. Niektóre prowadziły na zalane słońcem łąki, inne do pokojów, na których zawieszono cienie. Postanowiłam wykorzystać ten obraz w wierszu:

Mój dom ma wiele pokoi
Łąki pełne motyli
I gabinety cieni
Rozwieszonych na ścianach
Są w nim ciemne piwnice
Słoje wypełnione
Sercami kochanków
Oczami podróżników
Płaczem niemowląt i starców

Nie kumałam do końca, o co mi chodziło z utraconymi ciałami, a sformułowanie “Malownicze ciała” nie było dla mnie dostateczne wyraziste, więc postanowiłam użyć metafory, w której ciało jest tkaniną spływającą ze stołu – trochę jak w obrazie „Śmierć Marata”:

Ze stołów mi spływają
Ciała ukochanych
Jak jedwabne draperie

Ciała ukochanych. Bingo! Teraz przyszło do mnie skojarzenie z „Lekcją anatomii doktora Tulpa”, którą oglądałam wcześniej. Czymże jest analizowanie mrocznej strony przeszłych relacji, jeśli nie sekcją zwłok?

Spójrz
To tutaj rozkrawam
Powłoki brzuszne
Odsłaniam
Sieć powięzi
Badam
Ruchy nadgarstków

Prymitywne laboratoria skojarzyły mi się z kolei z wiktoriańskimi gabinetami osobliwości, które pasują zresztą do dziwacznych słojów. Pojawiła się pierwsza wersja innego obrazu:

Jestem kobietą z brodą
Ale codziennie rano
Nakładam nową twarz
Splatam warkocze z sierści
Spiłowuję szpony
Brzytwa dotyka mojego policzka

Zdałam sobie sprawę, że w tym fragmencie mieszam dwa obrazy – obraz kobiety z brodą, która tę brodę goli, i obraz zwierzęcia, które przebiera się za człowieka. Ten drugi wydawał mi się ciekawszy. Zdecydowałam, że szpony i sierść zostają, broda wypada. Ale doszłam teraz do wniosku, że za mało w tekście eksponuję tę drugą stronę medalu. Skoro jest zwierzęcość i mrok, musi być też światło:

Wdziewam jasne szaty
Rozkładam dłonie
Mój śmiech jak srebrne dzwonki

Uznałam, że tekst jest do uproszczenia, ale spodobał mi się ten obraz – takiej słodko pierdzącej anielskiej joginki, która ma pod spodem futro.

Ale podziw to też
Rodzaj uwikłania
Więc gdy mnie nie widzisz
Obieram się ze skóry
Prostuję kark
Moje futro lśni

Obieranie ze skóry brzmi znakomicie. Chciałam jeszcze podkreślić zwierzęcość tej istoty, ale poczułam, że mam już większość potrzebnych mi obrazów. Obraz przemiany ze zwierzęcia w jasną, ludzką istotę i z jasnej istoty w zwierzę. Obraz domu pełnego jasnych i ciemnych pokoi. W jednym z nich przeprowadzane są lekcje anatomii doktora Tulpa. Czas złożyć to wszystko do kupy, doprecyzować obrazy, ułożyć je w sekwencję, usunąć zbędne słowa i wyczyścić gorzej brzmiące wyrażenia:

O wschodzie nakładam twarz
Sierść splatam w cienkie warkocze
Piłuję szpony
Skrzydła
Układam starannie
Pod jasnymi szatami
Rozkładam przyjaźnie dłonie
Mój śmiech jak srebrne dzwonki

Ale podziw to też
Rodzaj uwikłania
Więc zaraz po obiedzie
Obieram się ze skóry
Czyszczę
Zębami futro
Mlaszczę
Prostuję grzbiet

Mój dom ma wiele pokoi
Łąki pełne motyli
I gabinety cieni
Rozwieszonych na ścianach
Są w nim ciemne piwnice
Słoje wypełnione
Sercami kochanków
Oczami podróżników
Płaczem niemowląt i starców

Ze stołów mi spływają
Ciała ukochanych
Jak jedwabne draperie

Spójrz
To tutaj rozkrawam
Powłoki brzuszne
Odsłaniam
Sieć powięzi
Badam
Ruchy nadgarstków

Brakuje konkluzji. Pomyślałam, że ludzie boją się eksplorowania swojej mrocznej strony, chociaż jest ona ich integralną częścią. Każdy z nas pod powłoką konwenansów, ma w sobie zwierzę. To wydało mi się sensownym wnioskiem tego tekstu. Tak powstały ostatnie zwrotki wiersza, które pisałam już bardzo intuicyjnie:

Ten spektakl osocza mięśni
Odoru strawionych resztek
Nie jest miły dla oka
Odwracasz się więc gwałtownie

Chcesz by twoja skóra
Była szczelnym schronieniem
Suchym
Bezpiecznym
Okrytym
Tkaniną z czystego lnu

I nie rozumiesz czemu
Tak bardzo swędzi cię ciało

Nie wiesz że chcesz rozdrapać
Tę gładką powłokę
Pod którą
Rośnie szorstka sierść

Ostatnim etapem pracy nad wierszem jest przeczytanie całości i wyczucie, czy tekst płynie i nie ma zgrzytów w rytmie. Dla mnie ostatnie zdanie trochę wybija się na tle rytmu reszty. Stwierdziłam jednak, że ten dysonans pasuje do wiersza, który gra na obrzydliwych skojarzeniach i wybijaniu czytelnika ze strefy komfortu. Poza tym syczenie „szorstkiej sierści” bardzo mi się podobało.

Teraz Wasza kolej!

Spróbujcie teraz poeksperymentować z obrazami i stworzyć własną sekwencję, którą można ułożyć w wiersz. Nie musi on być tak turpistyczny jak mój!

Zacznijcie od eksplorowania tematu.

Poświęćcie kilka minut, żeby odpowiedzieć w notatniku na następujące pytania.

  1. Czy jest jakiś temat, który nie daje mi spokoju?
  2. Co jest dla mnie tematem tabu?
  3. Jakich konfliktów doświadczam?

Czy z tych notatek wybija się jakieś zdanie? Może jakiś obraz? Spróbujcie wygenerować skojarzenie do tego obrazu czy zdania.

Szukanie obrazów

Kiedy będziecie mieli już kilka obrazów i skojarzeń, spróbujcie je zapisać w formie wersów. Czy jakieś zdanie można doprecyzować? Usunąć zbędne słowa? Może zastąpić bardziej stereotypowy obraz czymś oryginalniejszym? Na tym etapie poszukajcie też inspiracji na Pintereście czy w wyszukiwarce obrazów Google. Może uda Wam się znaleźć ciekawe zdjęcia czy obrazy, które pobudzą Waszą wyobraźnię. W moim przypadku kluczową frazą było „światło i mrok”, ale może Waszą frazą tematyczną będzie „człowiek i natura” albo „walka dobra ze złem”.

Dopiszcie nowe obrazy do wiersza.

Sekwencje obrazów i emocji

Ułóżcie obrazy w jakiejś sekwencji. Czy wiersz przeprowadza czytelnika przez jakąś emocjonalną podroż? Czy jest w nim wyraźny początek i zakończenie? Dopracujcie konstrukcję!

Język i rytm

Teraz przeczytajcie wiersz na głos. Czy jest w nim rytm? Czy nie ma fraz, które brzmią drętwo? Czy coś można wyrzucić albo ulepszyć?

Gratulacje! Napisaliście wiersz!

Leave a comment

0