„Nie mam czasu. Chciałabym, ale nie mam czasu.” Jak często słyszysz to zdanie? Ja nieustannie. Czasami w intrygujących kombinacjach. Mówimy na przykład „zdrowie jest najważniejsze” i na tym samym wydechu ”nie mam czasu, żeby spać 8 godzin dziennie.” „Rodzina jest najważniejsza” i „nie mam czasu na randki z mężem.” „Pisanie jest dla mnie absolutnym priorytetem!” i „nie mam kiedy pisać”. Klasyk. Sama powtarzałam to niezliczoną ilość razy. Kiedyś jednak przeczytałam artykuł Tima Grahla o tym, że zdanie „nie mam na to czasu” jest kłamstwem. Jeśli czegoś nie robimy, to ta rzecz nie jest dla nas po prostu priorytetem.
Kiedy pierwszy raz o tym przeczytałam, poczułam, jakby ktoś mnie zdzielił w łeb. Jak to?! Przecież ja NAPRAWDĘ nie mam czasu! Muszę zrobić to i tamto i jeszcze obiad ugotować i psa ogarnąć i zakupy i sprzątanie, projekt, srojekt i jeszcze cośtam innego! A potem stwierdziłam, że ten artykuł zawiera 100% gorzkiej prawdy. Przecież każdy z nas ma dokładnie tyle samo czasu i jako dorośli ludzie sami decydujemy, co z tym czasem robimy. Nikt mnie nie pobije, jeśli nie pójdę do pracy. Idę tam, bo moim priorytetem jest stabilność finansowa. Kiedy odmawiam przyjścia na nudną imprezę firmową mówiąc, że „nie mam czasu”, to przecież kłamię w żywe oczy. Po prostu wolę spędzić piątkowy wieczór oglądając serial na Netflixie z narzeczonym, zamiast słuchać po pracy o pracy. No i mimo „braku czasu” z pewnością znalazłabym kilku godzin, gdyby nagle zalało mi mieszkanie i trzeba by było pójść do ubezpieczalni, wypełnić podania o odszkodowanie, załatwić fachowców, którzy osuszą mi dom i przypilnować ekipę remontową. Bo moim priorytetem jest mieć dach nad głową.
Zamiana „nie mam czasu” na „to nie jest moim priorytetem” jest dla mnie cudownie wyzwalająca. Bo kiedy tak mówię, to czuję, że żyję w prawdzie. Przecież nie można uznać, że coś jest dla mnie „najważniejsze”, jeśli nie poświęcam na to nawet pięciu minut dziennie. Ta drobna zmiana oddaje też władzę nad czasem w moje ręce. To nie jest tak, że ktoś mi nie dał jakiegoś zasobu. To ja postanowiłam go na coś nie przeznaczyć. Ta świadomość niesamowicie motywuje mnie do działania. Bo nagle zaczynam zastanawiać się, co tak naprawdę robię z moim czasem i czy na pewno właśnie tę rzecz chcę z nim robić.
A odpowiedź może być bardzo zaskakująca. Pamiętam jak na studiach doktoranckich cały czas jojczyłam, jak to nie mam czasu i jak to pracuję dziesięć godzin dziennie, a i tak nie robię wszystkiego, co zaplanowałam. Pewnego dnia postanowiłam więc sprawdzić, na co tak naprawdę przeznaczam te dziesięć godzin. Zaczęłam spisywać minuta po minucie, co robiłam w pracy. Zainstalowałam sobie nawet program „Rescue Time”, który rejestrował, jakich aplikacji używałam na komputerze. Co się okazało? Że nie więcej niż 3-4 godziny dziennie poświęcałam na naprawdę ważne i cenne zadania, które popychały mój doktorat do przodu. Pozostały czas przepierdzielałam na jakieś bzdury. Równie dobrze mogłam po tych 4 godzinach pójść do domu i książkę poczytać.
Dzisiaj nadal pracuję nad lepszym zarządzeniam swoim czasem, ale jest to naprawdę trudne. Wymaga wyrzucenia z grafika rzeczy, które nie są moimi priorytetami, a do tego potrzeba silnej woli i asertywności. Muszę czasem odmówić zostania po godzinach i iść pod prąd presji otoczenia. Muszę powiedzieć „nie” wielu rzeczom, które wyglądają atrakcyjnie – kolejnym projektom czy zajęciom dodatkowym. A ja wszystko bym chciała, wszystko mnie interesuje. No i muszę też zaakceptować pewne niewygody – na przykład syf w kuchni. Bo kiedy moim priorytetem stała się, praca trenerska i moje własne pisanie, to przestało nim być sprzątanie w domu. To wszystko jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Ale myślę też, że ta praca jest absolutnie kluczowa. Więc dzisiaj chciałabym zachęcić i Ciebie do szczerej odpowiedzi na pytanie – co jest Twoim priorytetem? Co jest dla Ciebie naprawdę ważne?