Ostatnio gadałam z koleżanką o trudnym, ważnym tekście, z którym ciężko jej było ruszyć. “Muszę po prostu przestać się bać i zacząć pisać” – powiedziała. Pomyślałam sobie, że dziewczyna stawia sobie totalnie nierealne wymagania. Zacząć pisać to jeszcze. Ale przestać się bać?
Mózg panikuje przed każdym tekstem
Od lat piszę regularnie teksty naukowe. Mam dobrze rozpracowany proces ich tworzenia. Do każdego artykułu robię research, notatki i szczegółowy plan. Piszę szybko i dobrze, bo robiłam to wiele razy. Ale zawsze, ZAWSZE, kiedy siadam do nowego projektu, czuję, że idzie panika. Jezu, Jezu! Przecież nie dam rady! Jezu, Jezu, to straszne! Tamte dziesięć publikacji to był przypadek, ale tutaj wreszcie wszystko się okaże! Jezu, JEZU! Przy każdym artykule ten sam cyrk – niezależnie od dowodów, że nic złego się nie dzieje, że to nie pierwsze nasze rodeo, że damy radę. To samo przy tekstach kreatywnych. A czasami nawet przy notkach blogowych. Mój mózg automatycznie bije na alarm, kiedy zabieram się za pisanie czegoś nowego. Tak po prostu jest.
Strach przez pisaniem jest stary jak pisanie
Kiedyś myślałam, że to kwestia mojej neurotyczności. Ale nie – absolutnie nie jestem tu wyjątkiem. Strach przed pisaniem jest tak stary jak pisanie. Ostatnio przeczytałam świetny opis pisarskiej paniki w książce Running down a dream Tima Grahla. Autor opowiada, jak miesiącami zwlekał z rozpoczęciem manuskryptu i jak bardzo przerażające było dla niego stworzenie czegoś nowego:
To tak, jakbym stał przy ognisku i oddalał się od światła w stronę ciemności. Czego się tam dowiem i co znajdę?
Tim Grahl, Running down a dream
I dodaje:
To przerażenie nigdy nie ustąpi, ponieważ nigdy nie wiemy, co jest w ciemności.
Tim Grahl, Running down a dream
Lęk przed pisaniem jest lękiem przed nieznanym. Tworzę coś z niczego. Nigdy nie wiem, jaki będzie efekt mojej pracy i czego dowiem się o sobie. Więc prawdopodobnie nigdy nie przestanę się bać.
Strach jedzie , ale nie prowadzi
Tylko, że to nie ma znaczenia. Ludzie cały czas robią rzeczy, których się boją. Z tym dyskomfortem da się żyć. Elizabeth Gilbert przed każdym nowym projektem pisze list do strachu:
„Drogi Strachu! Kreatywność i ja zamierzamy wyruszyć razem w podróż, więc rozumiem, że pojedziesz z nami, bo zawsze to robisz. […] Zatem rób swoje, skoro uważasz, że musisz. […] Możesz zająć miejsce i wyrazić swoje zdanie, ale nie masz prawa głosu. Nie wolno ci dotykać atlasów drogowych, nie wolno proponować objazdów i nie wolno regulować temperatury. Stary, zabraniam ci nawet ruszać radia. Ale przede wszystkim, drogi stary przyjacielu, absolutnie nie wolno ci prowadzić.”
Elizabeth Gilbert, Wielka Magia
Oszczędzić sobie spiny na spinę
Zaakceptowanie, że mój mózg panikuje, kiedy mam coś napisać, było dla mnie ogromnym krokiem do przodu. Bo najgorzej, jak człowiek spina się, że się spina. Boi się, że się boi, więc boi się podwójnie. Teraz jest dla mnie oczywiste, że przy każdym nowym projekcie będzie dramat i “o jezu”. No więc przyjmuję to do wiadomości i staram się na to przygotować. Tworzę plan, nastawiam timer, mówię sobie „dobra tam, najwyżej napiszesz straszne gówno” i zaczynam. Bo co najgorszego się może stać? Że koledzy z pracy pokręcą nosem na pierwszą wersja artykułu? Że napiszę słabe opowiadanie? A bo to pierwszy raz? Żadna z tych opcji nie jest tak zła jak niepisanie. Kijową pierwszą wersję zazwyczaj da się poprawić, ale nie da się poprawić czystej kartki.
Więc piszę, a strach tam jojczy i ojezusuje. I tak sobie jedziemy razem, do końca.