Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

O emocjach w pisaniu (czego nie mówią nam na kursach pisania akademickiego – cz. 2)

Dwa tygodnie temu pisałam o rzeczach, których nie mówi się na kursach pisania akademickiego (klik). Poprzedni post dotyczył głównie procesu pisarskiego. Dzisiaj natomiast chciałam skupić się na tym, z czym jako akademicy mamy chyba największy problem w pisaniu – na emocjach. Ponieważ ośmielę się stwierdzić, że:

Największa trudność w pisaniu jest emocjonalna – nie intelektualna

Ludzie w akademii często powtarzają, że pisanie jest stasznie trudne. Ale moim zdaniem wcale nie jest trudniejsze niż inne rzeczy, które robimy na uczelni – poznawanie skomplikowanych teorii, koordynacja badań, babranie się ze statystyką. W moim odczuciu trudność w pisaniu nie leży w tym, że jest to czynność dużo bardziej złożona, ale że wywołuje w nas trudne emocje. Kiedy wybierałam pracę naukowca nastawiałam się na pokonywanie wyzwań intelektualnych. Ba, cieszyłam się na to! Natomiast niekoniecznie spodziewałam się, że w tej pracy będę musiała przede wszystkim pracować z własnym ego, z własnym lękiem i z własnym oporem. Nikt mnie na to, kurna, nie przygotował. A te emocje są niezwykle silne przy pisaniu. Bo jest presja, że trzeba publikować. Bo jest strach, że napiszemy coś złego i nas wyśmieją. Wreszcie dlatego, że pisanie akademickie jest procesem kreatywnym, a każdy proces kreatywny jest nieprzewidywalny i przez to budzi lęk (pisałam o tym szerzej tutaj).

To ten lęk powoduje największy problem, który widzę z pisaniem na akademii – prokrastynację. Bo wszyscy prokrastynujemy pisanie ważnych tekstów. I wszyscy płacimy za to wysoką cenę – w postaci stresu, a w ekstremalnych przypadkach – nierozliczonych projektów.

Dlatego dla mnie najtrudniejsza praca z tekstem to praca z własnymi emocjami. Największym problemem, który moim zdaniem musimy rozwiązać jako pisarze akademiccy, nie jest problem struktury akapitu czy wymyślenia przekonującej argumentacji. Największym problemem jest jak pisać mimo strachu, jak radzić sobie z frustracją i niepewnością oraz jak uciszyć nasze wrzeszczące ego, które boi się, że nie napiszemy najgenialniejszego artykułu świata. Co prowadzi nas do kolejnego punktu:

Każdy pisze szajs

I to jest jeden z koronnych powodów, dla których pisanie jest emocjonalnie trudne. Pisałam o tym więcej tutaj. Nikt nie pisze tylko dobrych tekstów. Pisanie gówna jest naturalnym etapem rozwoju pisarza i rozwoju tekstu i należy przejść nad tym do porządku dziennego. Nie ominie nas to. Nie uciekniemy przed tym, szlifując rzeczowniki w pierwszej wersji artykułu. To jest trudne, ale w momencie, kiedy zaakceptowałam tę prawdę, moje życie stało się naprawdę dużo prostsze. Bo przestałam wymagać od siebie niemożliwego – tego, żeby zawsze pisać tylko genialne teksty.

Zgoda na pisanie szajsu prowadzi do lepszego radzenia się z kolejnym punktem, który brzmi następująco:

Przyjmowanie feedbacku na temat swojego tekstu jest bardzo frustrujące. Jest też absolutnie kluczowe.

Kiedy po raz pierwszy pracowałam nad naprawdę poważnym artykułem i dostałam swój pierwszy poważny feedback, byłam załamana. Wydawało mi się, że jestem beznadziejna. Na pewno inni piszą od razu świetne teksty. Dostawanie feedbacku to kolejna rzecz, na którą nikt nie przygotowuje młodych naukowców. Więc zostajemy sami z tymi wszystkimi emocjami, które czujemy. Ja szłam albo w totalną załamkę albo w buńczuczność i walkę z osobami, które mi doradzały. Te reakcje są całkowicie naturalne, ale przeszkadzają nam w osiągnięciu celu – ukończenia artykułu i skorzystania z feedbacku. Dlatego uważam, że każda osoba, które wstępuje na uczelnię powinna usłyszeć te słowa:

Każdy dostaje negatywny feedback. Większość z nas poprawia swoje artykuły kilkanaście razy. Jest to cholernie frustrujące. Odczuwanie smutku i wściekłości jest w tej sytuacji totalnie naturalne i powinniśmy sobie na to pozwolić w domu. Ale potem musimy wziąć się do pracy, podziękować za feedback i na chłodno przeanalizować każdą uwagę. Ponieważ potrzebujemy tych uwag. I ponieważ tylko w ten sposób możemy stać się lepszymi pisarzami.

Emocje, które czujemy, kiedy otrzymujemy feedback mają też swoje lustrzane odbicie, albowiem:

Dawanie wartościowego feedbacku jest bardzo frustrujące. Jest też jednak niezwykle cenne, bo pozwala zyskać głęboką wiedzę na temat tego, co działa, a co nie działa w tekstach.

W tym poście pisałam o tym, jak dawać dobry feedback do tekstów. Bywa to niesamowicie frustrujące, bo człowiek momentami nie rozumie tekstu i wkurza się na błędy, które widzi. Ta frustracja jest naturalna i należy sobie na nią pozwolić w zaciszu własnego pokoju. Ale potem powinniśmy się postarać, aby zawsze dawać jak najbardziej pomocną, grzeczną i konstruktywną informację zwrotną. A także pamiętać, że dawanie feedbacku jest niezwykle cenne. Po pierwsze dlatego, że uczymy się na cudzych błędów i zyskujemy głębsze zrozumienie techniki pisania. Mnie krytyczne czytanie artykułów innych ludzi nauczyło niesamowicie dużo. Po drugie dlatego, że obcując z problamatycznymi tekstami, zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy sami. Że wszyscy mamy trudności i popełniamy błędy. I że to jest ok, ponieważ zawsze możemy liczyć na pomoc innej osoby.

Poprzedni wpis z cyklu:

Czego nie mówią nam na kursach pisania akademickiego

Leave a comment

0.0/5

0