Pięć metrów od królestwa Jowity zaczyna się sznur petentów, którzy ze spuszczonymi głowami czekają, aż pani tej domeny odłoży przegrzany rozmowami telefon. Wtedy być może będą mogli zadać pytanie o umowę wysłaną przed miesiącem i sprzęt zamówiony pół roku temu. Wszyscy jesteśmy zależni od Jowity, a Jowita to wie. Tego, kto podpadnie Jowicie, czeka ciężkie życie. Dokumenty znikną mu w tajemniczych okolicznościach, maile o dofinansowaniu badań zaginą w czeluściach serwera, a zamówienia na sprzęt zgniją na szarym końcu kolejki do kwestury. Z winy systemu, rzecz jasna. Ona to wie, my to wiemy, więc stoimy wszyscy przed jej drzwiamy i grzecznie czekamy, aż zakończy telefoniczne sesje z Mirką z socjalnego.
Jak na psychologów przystało, usiłujemy psychologicznie zhakować niezgłębione przestrzenie umysłu Jowity. Antek, tradycjonalista, znosi jej czekolady. Marlena bombarduje sekretariat skrzętnie ignorowanymi mailami. Arleta z prawdziwym zapałem psychologa eksperymentalnego próbuje bezpośredniej konfrontacji. Amatorzy.
Po pół godzinie stania w kolejce, przychodzi kolej na moją audiencję. Przyklejam do twarzy najserdeczniejszy, współczujący uśmiech.
– Dzień dobry, pani Jowitko! Jak tam biodro? Nadal boli?
– Oj, boli, boli! – pada jęcząca odpowiedź – Teraz przy tej niepogodzie, wie pani, to cały czas boli.
– O, tak. – kiwam ze zrozumieniem głową. – Te dolegliwości ortopedyczne to najgorsze. Ciotka też miała problemy z biodrem. Ośmiu ortopedów nie potrafiło jej pomóc.
– No co też pani powie. Mi to też chyba już nic nie pomoże. Tak to się człowiek sypie.
– Dobrze, że się chociaż już po przeprowadzce, co?
– Może i dobrze, choć, wie pani, cały czas coś. Tu syn znowu remonty chce robić, tu córka psa sprowadziła – i cały ogród rozkopany. Ja już nie mogę z nimi. I jeszcze tutaj cały czas coś chcą. Pływam w tych papierach.
– No tak. No tak. Tyle roboty administracyjnej o tej porze roku. Musi pani być bardzo ciężko.
– Oj, bardzo. – Jowita patrzy zbolałym wzrokiem.
Zapada cisza.
– Załatwiłam pani ten sprzęt do badania. – Mówi po chwili. – Te tam elektrody. Ale żeby to pani wiedziała, jak się trzeba było z tą kwesturą męczyć. Wszystkiego się czepiają, jak się tylko mogą czepnąć. Mówię pani, nie ma lekko.
– Oczywiście, oczywiście. Bardzo pani dziękuję. Bardzo. Że też dała pani radę, przy takim obłożeniu…
Jowita kokosi się w fotelu obrotowym i wypina obfitą pierś niczym bohater wojenny.
– Nie ma sprawy. – Rzecze łaskawie i podsuwa mi potwierdzenie odbioru zamówienia z kwestury.
Wczoraj zgłoszone, dziś odebrane. Jak wszystkie bóstwa, Jowita jest równie kapryśna, co wszechmocna. Zginam się cała w uśmiechach i podziękowaniach i tyłem wychodzę z sekretariatu.