Kwestia planowania tekstu rozpala pisarskie fora internetowe. Jedni krzyczą, że zabija ono kreatywnego ducha, inni twierdzą, że bez niego nie da się napisać dłuższego tekstu. Ja należę do tej drugiej grupy. O ile zdaję sobie sprawę, że nie ma jednego procesu twórczego, który zadziała dla wszystkich, to dla mnie konspekty są wybawieniem. Planowanie tekstu przebiega u mnie na dwóch poziomach – makro i mikro. Dziś pokażę wam oba na przykładzie artykułu naukowego. W przyszły wtorek na tapet weźmiemy tekst literacki.
Planowanie makro
Notatki to podstawa
Planowanie makro oznacza dla mnie rozpisanie sobie poszczególnych sekcji, które chcę mieć w tekście. Podstawą makro-planu są notatki, które robię w trakcie Inkubacji i Researchu. Dwa tygodnie temu opisywałam, jak wygląda u mnie research do artykułów naukowych (klik!). W trakcie tego etapu robię sobie notatki z czytanych tekstów i zapisuję różne pomysły.
Znaj swoje dane
Zanim zasiądę do planowania swojego artykułu (a myślę tu przede wszystkim o planowaniu wstępu, który dla mnie jest najtrudniejszą częścią tekstu), mam też policzone dane z eksperymentu, a często też napisaną sekcję poświęconą metodzie badawczej i wynikom. Odhaczenie tych fragmentów jeszcze na etapie planowania wstępu ma kilka zalet. Po pierwsze są one bardzo schematyczne i proste do napisanie. Bardzo szybko mogę natłuc 2000-3000 słów wartościowego contentu do manuskryptu i mieć sympatyczne poczucie, że praca posuwa się do przodu. Po drugie jeśli znam wyniki i wiem, że pojawia się w nich coś zaskakującego, mogę zaplanować umieszczenie we wstępie informacji, które będą ważne dla zrozumienia tych danych. Wiem też, czy muszę jeszcze coś doczytać, albo pogłębić research. Kiedy mam w rękach wszystkie kawałki układanki, mogę spokojnie usiąść i złożyć je do kupy.
Mapa myśli
Ustawiam sobie timer na pół godziny, na uszy wrzucam przyjemny ambiencik i odpalam Scapple – program do tworzenia mapy myśli (więcej o metodologii mapy myśli – tutaj). Myślę, że dobrze też sprawdziłby się tu darmowy Microsoft OneNote, albo karteczki z notatkami. Chodzi o to, żeby móc na jakąś dużą płachtę – cyfrową lub analogową – wrzucić wszystkie nasze notatki i dowolnie je przesuwać. Ja do Scapple wrzucam zapiski z notatek koncepcyjnych, pomysły na sekcje, które mogę umieścić w artykule, ważne fragmenty tekstów źródłowych a także najważniejsze. Następnie grupuję je razem, przesuwam i staram się ustawić je w jakimś sensownym porządku. Efektem końcowym tych przesuwanek powinna być logicznie ułożona lista sekcji, pod którymi mamy jakieś notatki: te sekcje pojawią się też w artykule.
Gotową listę wrzucam do programu, gdzie będę pisać wstęp do artykułu. Jeśli piszę sama – importuje notatki do Scrivenera, który automatycznie dzieli mi manuskrypt na poszeczególne sekcje. Jeśli pisze z kimś – wrzucam rozpiskę w google docs, jeśli piszę artykuł z kimś. Voila – makro-plan artykułu.
Mając taką listę sekcji mogę w sposób realistyczny i konkretny zaplanować dalszą pracę. Z mojej listy zadań znika przerażający wpis „Zacznij pisać artykuł”, a zamiast niego pojawia się konkretne zadanie – np. „Napisz dwa pierwsze paragrafy w sekcji ‚N400 a uczenie się słów’ na postawie notatek”.
Mikro-planowanie
O mikro-planowaniu dowiedziałam się z książki Rachel Aaron-Bach „2k to 10k: Writing Faster, Writing Better, and Writing More of What You Love” i jest to trick tak genialny w swej prostocie, że nie mogę uwierzyć, że nie robiłam tego wcześniej. Oto cała filozofia: przed każdą sesją pisarską, bierzemy kartkę papieru, nastawiamy timer na pięć minut i przez ten czas bazgramy na szybko, co chcielibyśmy powiedzieć w tekście, który zaraz będziemy pisać. Nie chodzi tu o napisanie jakiegoś pięknego konspektu, ale o wyrzucenie z głowy wszystkich myśli, które mamy w głowie. Możemy zapisać główną ideę akapitu, sformułowania, które przychodzą nam do głowy, mapę myśli, jakiś ogólny schemat sekcji – co tylko chcemy. Poświęcenie tych pięciu minut na zastanowienie się, o czym właściwie chcemy pisać, eliminuje przerażające gapienie się w ekran z pustką w głowie. Brzmi to zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, ale u mnie naprawdę działa.
I to tyle jeśli chodzi o planowanie tekstów naukowych. W przyszłym tygodniu pokażę, jak ten etap pracy wygląda dla tekstów literackich, a po Świętach zabierzemy się za pisanie pierwszej wersji tekstu.
Inne wpisy z serii:
Część pierwsza – Inkubacja i research dla tekstów naukowych
Część druga – Inkubacja i research dla tekstów literackich
Część czwarta – Planowanie tekstów literackich